niedziela, 18 września 2011

Jeszcze chwilka ...

... i będzie na tyle chłodno, że wrócimy z przyjemnością do domu i zajmiemy się wnętrzami :), ale póki co, działamy i działamy ... Mam nadzieję, że efekty naszych prac już widać :P

Trawa powoli rośnie - jesień ciepła, chwilami deszczowa sprzyja naszym pracom. Uważni czytelnicy zauważą pewnie rosnący na końcu mur, który ma "zamknąć" miejsce zabaw dziewczynek, aby stworzyć intymny i bezwietrzny kącik, od strony domu osłonięty żywopłotem nieformowanym. 

Trawa ma soczysty kolor, prawda? Dopiero teraz uwypukla rabaty kwiatowe i wijącą się ścieżkę wiodącą na plac zabaw. Po zakończeniu prac murarskich dosiejemy jeszcze trawkę w miejscu zabaw dla dziewczynek, wówczas nie będzie się tak kurzyć.

Po niwelacji terenu okazało się, że jabłonki wypuściły w międzyczasie korzenie ponad rzeczywistym poziomem ziemi - stało się to w czasie budowy, kiedy koparki zgarnęły niepotrzebną ziemię na ten teren.
Aby nie stracić drzewek, powstały tzw. "żółwie" :) kamienne, które chciałabym obrosnąć skalnicami. Strasznie lubię takie uparte roślinki, które potrzebują minimum aby przeżyć i cieszyć oko. 

Podczas prac ogrodowych męczyło mnie jak w naturalny sposób zakończyć nasz skalniak ... Pierwotny pomysł był zupełnie inny - okazało się jednak, że spadki terenu same wymusiły efekt końcowy :) 
Lubię takie niespodzianki i przyjmuję je z radością :P Teraz skalniak kończy się przy samej bramie wiodącej na pastwisko i powoduje że spadek od bramy nie wydaje się nienaturalny - i tak miało to wyglądać. 
Mam nadzieję, że najpóźniej w przyszłym roku zakwitnie feerią barw, tak jak jego drugi koniec, który powstał na początku wakacji.

Na razie zdjęcia nie oddają jeszcze końcowego efektu, gdzieniegdzie widać wystające przewody, trawa rośnie trochę jak puszek na łysinie :P ale ja potrafię cieszyć się z najmniejszych nawet postępów! 
Czego i Wam, kochani życzę z całego serca :)

czwartek, 15 września 2011

Tup tup tup ...

Jako że nadal trwają prace ogródkowe, bo pogoda łaskawa wyjątkowo dla nas, nie pokażę żadnych nowych ujęć wnętrzarskich ponieważ ... hmmm ... takowych nie ma :) Pojawią się pewnie późną jesienią i zimą, kiedy żadna siła nie wygoni mnie na dwór, no chyba żeby poszuflować co nieco przed domem :P
Na razie podejmujemy gości na świeżym powietrzu - różnych gości, i takich spodziewanych i takich nie :)


Ryjek pojawił się pierwszy. Tupał wokół domu, rozbawiając wszystkich i wsadzał swój ryjkowaty nochal we wszystko. Maleńki jeżyk, ot. jakieś 10 dkg żywego ciała ... Nie ma szans na przeżycie zimy :(

Rodzina uradziła, że trzeba malucha odchować przed hibernacją. Ryjek został uwięziony w Hanczynym domku w ogrodzie, dostał kocią karmę i nieco mleka. Zadowolony mlaskał aż się koty zleciały zobaczyć, co to takiego i dlaczego robi taki potworny hałas paszczą :)



Dzień kolejny. Po obiedzie Mama Asi spostrzegła Ryjka wychodzącego przez bramę ... Cap maluszka za fraki i spowrotem do więźnia, bo szedł prosto pod koła pędzących samochodów. Jak ten mały wyszedł ?!

Dzień kolejny po kolejnym. Znowu mały na wolności ... Cap i do domku ... jakiś uparciuch nam się trafił czy co?! :) Ustalamy kolejność "sprawdzających" obecność jeżątka w jego siedzibie.

Parę "jeżogodzin" później, dobiega nas wrzask spod jeżowego sierocińca: "Mamo, Tato, ich jest trzy!!!!" 8:) no tak .... logika nakazywała liczenie ... :)

Do wieczora uzbierała się całkiem spora gromadka, głównie dzięki naszemu nieocenionemu Sąsiadowi :P





W sumie gościliśmy sześć jeżątek, niestety jednemu z nich nie mogliśmy pomóc ... był mocno odwodniony i słaby, ale piątka jego braci i sióstr została odpchlona i zważona (ważą od 10 do 25 dkg - powinny być dwa razy cięższe od największego ... ), a akcja dokarmiania trwa :) Obecnie jeżyki na przemian jedzą i śpią zagrzebując się w liściach, znoszonych im przez Julkę i Hanię.

Poniżej kilka ujęć z prac w jeżowym sierocińcu:

... troszkę mleka, nie za dużo bo będzie rozwolnienie :P
 
 jeżykowy sierociniec :)

 kota trzeba spacyfikować, to dla mnie bułka z masłem :P

 podopieczny Ryjek z opiekunkami :)
Miłego popołudnia kochani! :)))) 

niedziela, 4 września 2011

Bardzo niewnętrzarski post :)

Spojrzałam na podtytuł bloga i zaśmiałam się :) Gdzie są wnętrza? Niestety, gdy słońce wysoko i pogoda nas po raz ostatni pewnie rozpieszcza, nikomu nie przyjdzie do głowy siedzieć w domu i główkować, coby tu poprawić, odmalować czy gruntownie przeplanować ... Czas remontu kuchni przełożony na jesień-zimę, a my działamy na ogrodzie (lub też jego zaczątku, bo do tej pory o ogrodzie mowy być nie mogło :P)
Walka wydaje się być nierówna, zwłaszcza dla takich cieniasów jak ja, którzy dobrze szpadla w ręku nigdy nie trzymali :) nie poddajemy się jednak i dzielnie stawiamy czynny opór chwastom, cegłom wyglądającym spod każdej pryzmy ziemi (ciekawe, czy na moim ogrodzie stał kiedyś jeszcze jeden budynek gospodarczy?!? tyle tu wszystkiego znajduję, że ....)
Pokazywałam ostatnio pierwsze zdjęcia ścieżki z bruku, teraz pokażę co powstało w tak zwanym międzyczasie :) 

Wzdłuż ogrodzenia konisi posadziliśmy lilaki, naprzemiennie poszły białe i fioletowe. Przy samej ścieżce najpierw miejsce znalazły borówki amerykańskie, ale żeby im nie było nuuudno przez następne lata wzrostu, to dodałam im tawuły japońskie, trzmieliny i lawendy ... Wszystkie te roślinki otoczyliśmy starymi cegłami i wysypaliśmy korą, żeby rosnąca trawa (hmmm, jeszcze w planach do posadzenia w tym tygodniu :P) nie zagłuszyła nam krzewinek. 


Na wejściu w ścieżkę dziecięcą - to ta długa, którą głównie widać na pierwszym zdjęciu :) - stanęły dwa agresty palikowane. W sumie idąc ścieżką można będzie nieźle podjeść :)))) Dodatkowo po prawej stronie tuż obok lilaków mamy też derenia jadalnego - to kolejny nabytek na nalewki ze Starej Stajni :) 
Dzisiaj mocno świeci słońce, więc pod wiatą odpoczywa mój Tato :) W ogóle ta niedziela jakaś strasznie letnia jest, mimo że jesień już puka do drzwi ...

Już niedługo zawisną okna w stajni Groma i Hetmana, na razie korzystając z pięknej pogody wypędzamy mole z małego siodła, prezentu od mojego chrzestnego. Po niewielkich naprawach będzie służyło dziewczynom do jazdy :)

 Z kolei w innym miejscu, przy tzw. kamieniołomach :) powstał pomysł aby resztą kamieni wybrukować teren i obsadzić rojnikami i innymi roślinami płożącymi. Na razie pokaz moich umiejętności i godzinnej próby układania - na więcej nie było czasu bo inne obowiązki czekały ... muszę przyznać, że w zasadzie nie było to takie trudne, raczej monotonne :)



Miłego odpoczynku, kochani! Mam nadzieję, że u was też tak pięknie świeci słońce! :)