Stało się, "popełniłam" pierwszy w życiu kotylion :) Do tego późną nocą, w kolorach podobno zgodnych, nieco zmodyfikowany z braku odpowiednich wstążek. Mnie zabawa się spodobała - może wy też spróbujecie?
Nie było tak trudno i mówi wam to człowiek, któremu przyszycie guzika do palta sprawia, że zaczyna nerwowo szukać zastępcy dla tej czynności :P Dzisiaj wykonanie kotylionu było sprawą prawie wagi państwowej ... w szkole dali do zrozumienia, że bez niepodległościowego kotylionu nie ma co pojawiać się na balu :) Dziecko posmutniało, matka rada-nierada musiała stworzyć :)
Muszę się przyznać, że to były jedyne wstążki, które znalazłam w domu, wcześniej myszkując po supermarkecie w poszukiwaniu bibuły, której oczywiście nie było ... Mąż-tradycjonalista sarkał, że obramówka wstążek powinna zostać wypruta, ale mnie podobało się właśnie tak, więc poradziłam, żeby stworzył swoje a od moich trzymał się z daleka :P
Po wykonaniu pierwszego kotylionu rączki przestały mi się tak trząść i pomyślałam sobie, że przecież mam dwie córki i jutro rano będzie wojna, kto stanie się jego posiadaczem :) Westchnęłam, zdjęłam okulary (jako krótkowidz w wieku starczym zaczynam zdejmować okulary aby nawlec igłę :P) i wykonałam kolejny kotylion, tym razem dla młodszej ... Dzięki Ci, Panie, że w swej dobroci i wspaniałomyślności dałeś mi jedynie dwójkę dzieci :) :) :)
Mąż przestał sarkać na odstępstwa od tradycji, chyba jutro zrobię jeszcze dwa :)
Wy też spróbujcie, kochani!