czwartek, 10 listopada 2011

Kotylion ... mój pierwszy :)



Stało się, "popełniłam" pierwszy w życiu kotylion :) Do tego późną nocą, w kolorach podobno zgodnych, nieco zmodyfikowany z braku odpowiednich wstążek. Mnie zabawa się spodobała - może wy też spróbujecie? 
Nie było tak trudno i mówi wam to człowiek, któremu przyszycie guzika do palta sprawia, że zaczyna nerwowo szukać zastępcy dla tej czynności :P Dzisiaj wykonanie kotylionu było sprawą prawie wagi państwowej ... w szkole dali do zrozumienia, że bez niepodległościowego kotylionu nie ma co pojawiać się na balu :) Dziecko posmutniało, matka rada-nierada musiała stworzyć :)

Muszę się przyznać, że to były jedyne wstążki, które znalazłam w domu, wcześniej myszkując po supermarkecie w poszukiwaniu bibuły, której oczywiście nie było ... Mąż-tradycjonalista sarkał, że obramówka wstążek powinna zostać wypruta, ale mnie podobało się właśnie tak, więc poradziłam, żeby stworzył swoje a od moich trzymał się z daleka :P 


Po wykonaniu pierwszego kotylionu rączki przestały mi się tak trząść i pomyślałam sobie, że przecież mam dwie córki i jutro rano będzie wojna, kto stanie się jego posiadaczem :) Westchnęłam, zdjęłam okulary (jako krótkowidz w wieku starczym zaczynam zdejmować okulary aby nawlec igłę :P) i wykonałam kolejny kotylion, tym razem dla młodszej ... Dzięki Ci, Panie, że w swej dobroci i wspaniałomyślności dałeś mi jedynie dwójkę dzieci :) :) :)


Mąż przestał sarkać na odstępstwa od tradycji, chyba jutro zrobię jeszcze dwa :) 
Wy też spróbujcie, kochani!

sobota, 5 listopada 2011

Żyć nie umierać ! :)


Kiedy myślimy o listopadzie, to przed oczami przesuwa nam się obraz cmentarzy, zapalonych zniczy ... To czas słoty, chłodu, często mrozu a nawet śniegu. Jeszcze nie zima, lecz dotkliwe zimno zniechęca do spacerów i przebywania na dworze, dlatego z niechęcią myślę o każdym wyjściu na dwór we Wszystkich Świętych i Zaduszki. Czy kiedykolwiek marzyliście o przesunięciu tych świąt na cieplejszy czas? Ja owszem, co roku :) Uwielbiam stare cmentarze, ale stać i marznąć godzinami nie należy do moich ulubionych czynności ...

Tym razem pogoda spłatała mi figla - stojąc nad grobami bliskich myślałam o tym, żeby zdjąć płaszcz i pozostać w swetrze :) Było cudownie ciepło, nikt nie spieszył się, najbliżsi wspominali tych, którzy odeszli i nie kwapili się z rozejściem się do domów. To był jeden z piękniejszych prezentów otrzymanych od Pani Jesieni!

Pogoda nadal sprzyja spacerom, choć nie jest już aż tak ciepło. Przyjemnie jest pogapić się na zmieniający się krajobraz, pełen jesiennych barw ... już niedługo znikną pewnie pod pierzynką śniegu ... 

 Stajenka ubrana w pękate dynie - prezent od kolegi :)

 Tuż za progiem, chryzantemy zwane na blogu "astrami" :P

 Dla mnie najpiękniejsze dynie to te bez niepotrzebnych wycinanek :P

Powoli zamiera winobluszcz, zrzucając ostatnie kolorowe liście ... Kiedyś nienawidziłam jego "suchych badyli", teraz z wiekiem :) rozumiem sens jego przejścia w stan uśpienia zimowego ... No cóż, do niektórych rzeczy należy po prostu dojrzeć :P 

 W dzień przechadzają się przed domem, w nocy zdecydowanie wolą 
ciepłe łóżko swojej Pani - koniecznie na poduszce :)

 Stary rower miał robić za kwietnik, jak u Blue Bicycle :) ale a tym roku nie doczekał się zawartości :)

Pogoda taka, że żyć nie umierać! Dlatego, kochani, wkładamy ciepłe buty i idziemy na jesienny spacer! :)