niedziela, 4 grudnia 2011

Bierzemy rozpęd :P

Pogoda za oknem nie sprzyja kompletowaniu dekoracji świątecznych :) Dzisiaj łzawo jakoś się zrobiło, deszcz dzwoni o szyby, mokro i szaro - nawet zdjęcia nie oddają nic a nic tego, co już znalazło swoje miejsce w Stajence. Szczerze mówiąc najchętniej przytuliłabym się do psiaka, który ułożył się w smakowity rogalik i posapuje obok mnie na sofie. Trzeba się jednak przemóc, wziąć rozpęd i zacząć działać ... ech ...

Ale jak tu działać, skoro na stoliczku obok leży COŚ NAJFAJNIEJSZEGO i nęci ?! :)
Coś najfajniejszego nie jest ciastkiem, naleweczką (chociaż .... może zaraz przejdę się do szafeczki i ... :P) czy robótką (no tym na pewno nie jest, hihi - możecie spytać Mamy Asi :P). Czymś najfajniejszym można by nazwać "zdziwieniem vel zaskoczeniem roku" lub nawet "lat" :) Ale do rzeczy ...
W piątek po południu zapukał do drzwi kolega, który wynajmuje od nas starą chałupę i sprzedaje antyki. Otwieram drzwi, on wręcza mi grubaśną kopertę i oznajmia mi, że to prezent - od wielbiciela mojego bloga ... Szczęka do tej pory leży przed drzwiami, bo nie dozbierałam .... :))))


Drżącymi i spoconymi łapkami rozrywam kopertę modląc się, żeby to nie był jakiś wąglik czy inne cóś, a tam ... rajuśku - wysypują się trzy najnowsze egzemplarze mojego ukochanego Country Living: październik, listopad i grudzień !!! Usiadłam z wrażenia .... 

Kochany wielbicielu mojego bloga - większej niespodzianki nie mogłeś mi sprawić 
- proszę Cię, daj znak i prześlij jakiś kontakt, cobym mogła Ci jakoś podziękować, bo jest za co! :))))


Po takim prezencie oderwać mnie od czytania nie ma siły ... Chowam się po Stajence, żeby na mnie nie krzyczeli, że nic nie robię, miętolę gazetki w torbie, podczytując między zajęciami zawodowymi ...  stąd i dekoracji w domu nie przybywa :) poza tymi, które pojawiły się przed przybyciem Prezentu





W tym roku odwiedziłam mój ukochany sklep po drugiej stronie granicy - Villa Rosengarten 
Ich dekoracje powalają mnie swoją skromnością, wyrafinowanym gustem i skłonnością do skandynawskich klimatów, które lubię. Przy obecnym kursie euro powalają mnie też ceną ... dlatego w tym roku pozwalam sobie jedynie na malutką część :( ale za to jaką ! Ten świecznik u góry, delikatny, postarzany metal w pięknym srebrzystym odcieniu zawładnął mną kompletnie i nie wypuściłam go z rąk w obawie, że krążące po sklepie podobne do mnie panie zwiną mi go sprzed nosa :P Teraz wisi w salonie nad kozą kominkową, zaopatrzony w andersenowskie drewniane zabawki: świnkę i konika na biegunach. Zeszłoroczny Mikołajek wykonany w duńskiej manufakturze Maileg dołączył do nich skwapliwie wraz z filcową wyszywaną gwiazdką kupioną za grosze w Flo - 50% rabatu na dekoracje świąteczne :)


Przy okazji świecznika ... dostałam kiedyś od przyjaciółki małe białe świeczki. Długo, bo aż trzynaście lat (sic!) leżały sobie w moich szpargałach i czekały na zastosowanie ... Przeprowadzały się ze mną już przynajmniej trzy razy i strach pomyśleć, gdybym je za którymś razem wyrzuciła :) Takie małe, niepozorne ... ot, świeczki.  Po trzynastu latach wyciągam ... i okazuje się, że wzgardzone świeczki to Jule Lys duńskiej firmy ASP Holmblad, która wytwarza takie cuda  ze stearyny od 1777 roku ... Znaczy, że przyszedł na nie czas :P u mnie w stajence, właśnie w tym metalowym świeczniku!




Po świeczniku i perypetiach z odnalezionymi świeczkami przyszedł czas na skandynawskie serce z szarego płótna. Takie oglądałam nie raz w Country Living, Vakre czy Isabellas ... wzdychałam nie raz  i nie dwa do takiego, a teraz doczekałam się własnego i to na święta :) 

Niby nic skomplikowanego, ale ... no właśnie - jak to jest, że wracamy do prostych ozdób, mimo że świat gna dalej przed siebie lansując wszechobecny plastik ?! Ja za plastik dziękuję, wolę ten prosty krój w połączeniu z czerwienią krzyżykowego haftu God Jul ...

Łapiąc się na 50% obniżki w Flo, dokonałam kontrolowanych zakupów ozdób świątecznych. Znalazły się wśród nich również zawieszki z Rogasiem-reniferkiem. Urzekły mnie swoim kształtem i prostotą, po czym błyskawicznie zaprzyjaźniły się z wieńcami wiszącymi na drzwiach Stajenki. Drzwi czekają jeszcze na wybielenie, ale nie ręczę czy doczekają się przed świętami, chyba że będę miała wolną jakąś nockę :P dni już wszystkie zajęte, ech ...

Jak tylko oderwę się od mojego Prezentu, zacznę dekorować po kolei wszystkie pomieszczenia :) Na razie inspiruję się, przeglądając stronice i Wasze blogi - niektóre z nich są piękne, oczu nie można od nich oderwać! Czasami myślę sobie, że życie sprzed blogowania było strasznie nieinspirujące :P ale żeby nie było, że siedzę przed komputerem i klikam w klawisze - czasami wychodzę z nałogu i tak jak dzisiaj, zbieram szyszki na dekoracje świąteczne :) Tutaj w zagajniku tuż za Stajenką, razem z moimi córeczkami.


W sobotę, oprócz zbierania szyszek zabrałam się za renowację naszej kuchni kaflowej. Nie mogłam na nią patrzeć - zdun, który ją wykonał okazał się być zwykłym oszustem i zamiast mosiężnej galeryjki i porządnej płyty zamontował nam straszny chłam, który krótko po jego wyjeździe zmienił kolor z mosiężnego na ...stalowy. Płakać mi się chciało, bo najbardziej na świecie nie cierpię oszustwa ... Po dwóch latach spoglądania na to i zarzekania się, że trzeba wymienić doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa na kolejną wizytę zduna i ... pomalowałam detale specjalną farbą ogniotrwałą stosowaną na piece i kozy kominkowe. Teraz kuchnia wygląda o niebo lepiej a mnie ulżyło :) Pewnie kiedyś wymienimy na mosiądz ale póki co, nie będę płakać z bezsilności ... 




Na półce kuchni kaflowej pojawił się świecznik adwentowy - inspirowany blogiem którejś z Was, kochane. Niestety, nie zapisałam sobie u kogo widziałam tak fajnie związane świeczki, ale mam zamiar to nadrobić wkrótce :) Bliźniaczy pojemnik na kawę stanął obok nostalgicznego dziadka do orzechów - takich jak on było kiedyś wiele na terenie, na którym stoi nasza Stajenka. 


Dziadka do orzechów kupiłam w tym roku, na "śmieciach", strasznie mnie rozśmiesza jego futrzana czapa  przypomina mi strażników stojących na kopenhaskim Amalienborg ...  to pewnie o nim myślał H.Ch. Andersen pisząc o dziadku do orzechów, takimi jak on bawiły się kiedyś dzieci mieszkające właśnie tutaj. Miło jest pomyśleć, że taki niepozorny a staje się powoli historią :)


Oprócz dziadka w oko wpadła mi "szopka-karuzela" :) Widziałam je nie raz na wystawach sklepowych w Niemczech, na jarmarkach bożonarodzeniowych, gdzie można napić się gorącego wina z przyprawami, zatańczyć wesoło na śniegu, zakupić domowej roboty kiełbaski i chleb od alpejskich górali ... Ta czekała na mnie na "śmieciach", za potwornie niską cenę kilkunastu złotych ... musiałam wziąć, tylko powoli dopasowuję jej kolorystykę do wystroju Stajenki - chciałabym żeby była przetarta, na biało. Pewnie nie uda mi się z całą, bo jest nierozbieralna, ale główne elementy już z lekka pobieliłam więc liczę na to, że do Świąt zdążę :P


Szopka z bliska, kręci się pod wpływem ciepła świec palących się u podstawy ... 


Zasypałam Was, kochani, zdjęciami, gratuluję tym, którzy dotrwali do końca tej wyliczanki :P  Ale ponieważ mamy drugi tydzień adwentowy, to nie może obejść się bez cukierków  - dlatego powstał kalendarz adwentowy, który wisi sobie nad stołem kuchennym :)


Dużo zdrowia na nadchodzący tydzień Wam życzę, kochani!


P.S. Zajrzyjcie koniecznie na blog Lawendowy Dom ... od kuchni  - tam Beata przygotowała miłą niespodziankę :) W ogóle przez tą kobietkę nie mogę ostatnio utrzymać wagi na odpowiednim poziomie, bo kusi słodkościami i nie tylko, a mnie skusić stosunkowo łatwo :P

czwartek, 1 grudnia 2011

Adwentowo w pracy :)

Lwią część naszego życia spędzamy w pracy a wracając do domu zastaje nas ciemność. Pomyślałam sobie, że może warto w tym roku zadbać o przyjemne samopoczucie w pracy i przygotowałam dekoracje adwentowe. 
Mam to szczęście, że razem z mężem pracujemy na własny rachunek i mamy własne biuro :) więc poszaleć zawsze można - nikt mi nie powie, że nie wolno, że prywata, itp. :) 
W Stajence dominują klimaty przaśne, w biurze natomiast jest przytulnie ale raczej nowocześnie. Dlatego nasze adwentowe dekoracje są z rodzaju tych nieprzekombinowanych, prostych ale jednak ozdobnych. Zresztą, nie mnie zachwalać swoje wyroby :P Sami obejrzyjcie:







Do ich wykonania wykorzystałam mech z pobliskiego zagajnika, białe świecie kupione w Ikea oraz zeszłoroczne wstążki, które kupiłam w Nanu Nana (Frankfurt/Oder) i Jysk. Przy tej okazji po raz kolejny przekonałam się, jak bardzo lubię szkło - to przejrzyste, bez zdobień i kolorów :)

Przez chwilkę moje adwentowe dekoracje zdobiły stoły  polsko-niemieckiego spotkania w naszej małej miejscowości. Spotkanie, na którym nota bene mnie nie było, bo musiałam asystować przy rozmowach biznesowych jako tłumacz, miało na celu omówienie możliwości odrestaurowania niektórych z zabytków rodu von Schenning, które można nadal obejrzeć w naszej urokliwej miejscowości :)

Pozdrawiam Was, kochani, życząc owocnego oczekiwania na przyjście Dzieciątka!