niedziela, 29 kwietnia 2012

Post o tym, jak dobrze jest czasem wstać o świcie ...

... z naciskiem na "czasem" oczywiście :P
Dzisiaj wstałam naprawdę wcześnie - coś mnie obudziło i nie pozwoliło spać :) ale wcale nie żałuję ... 
Pogoda od rana jest cudowna, słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, w takiej chwili dziękuję Bogu, że mieszkam właśnie tutaj, na wsi i mogę każdego poranka cieszyć się pięknem, które jest na wyciągnięcie ręki! Jest cudownie!



Mimo strasznego zabiegania przed I Komunią Św. Julki, chodzę jak neofita po ogrodzie i zachwycam się każdym pąkiem, każdą roślinką, którą wsadziłam w ziemię własnymi rękoma i która w cudowny dla mnie sposób przetrwała zimę :) Wiem, że to moje ogrodowe początki, więc mój zachwyt może wydawać się zabawny dla bardziej doświadczonych, ale coś mi mówi, że mi to chyba nie minie :P


Rośliny skalne, przedmiot mojego stałego pożądania, wzięły w posiadanie cały ogród skalny :) Pogoda im sprzyja, więc rozrastają się wdzięcznie, podziwiane przeze mnie i przez zwierzaki ... 


Pomyśleć, że taka mała roślinka potrafi chwycić korzeniami odrobinkę ziemi, przetrwać srogą zimę, a potem   pierwsza wypuścić śliczne, różowe kwiatuszki! :)


Niektóre z bylin wydają się powziąć postanowienie, że ich zadaniem jest zarosnąć jak największy obszar ogrodu skalnego :P


Miniaturowe iglaki wypuściły nowiutkie, soczystozielone pędy, które odbijają się na tle szarości kamieni ...  


Nawet rojniki robią wszystko, żeby zapełnić do niedawna puste miejsca między głazami :) 


Przy takiej słonecznej pogodzie ogród skalny zakwitnie za chwilkę różnokolorowymi barwami! 


Moim porannym inspekcjom towarzyszy Śpioszek, zmęczony całonocnymi łowami. Tylko czeka na możliwość zaszycia się w salonie :) na kanapie prześpi cały skwar dnia a wieczorem 
miauczeniem poprosi, żeby go wypuścić na dwór ... 


Bona- ciekawska też biega obok  - Jack Russell Terrier znany jest z wszędobylstwa :) 
Zajrzy w każdą dziurę, wywęszy wszystko ... jaszczurkę, nornicę, małego chrabąszcza.


Na szczęście jacki są małych rozmiarów :) Ogród skalny nie przeżyłby podobnego traktowania 
ze strony większych piesków :P


"Coś tam siedzi, mówię ci, pozwól mi tylko pokopać przez chwilkę, proszę"... :)


Słoneczko mile grzeje od wschodniej strony domu - po południu będzie tu zupełnie inne światło ...


Śpioszek próbuje odwrócić moją uwagę od nic dla niego nie znaczącego "zielska" i popisuje się wdrapywaniem na kołki ogrodzenia :) Muszę przyznać, że mu się to udaje :P

Spasł się nieco przez zimę, chyba muszę mu zmniejszyć racje żywnościowe :P


"Mówiłaś coś o JEDZENIU?!? To może wreszcie pójdziemy do domu?!!!?" 


W tym roku wszystkie drzewa miały pąki, wokół kwiatów kręcą się pracowicie pszczoły więc mam nadzieję, że doczekamy się śliwek, jabłek i innych owoców ... 


Na orzechu swoje trele wykonuje ... no właśnie, kto to jest? :)


Jabłonie zachwycają wielkimi kwiatami - w tym roku Jacek krótko przyciął niepotrzebne gałęzie, więc drzewka mogły skupić się na mocnym kwitnieniu :)


Bona śledzi moje bezkrwawe łowy z małego domku :) To nowy nabytek Julki - prezent komunijny, długo wyczekiwany. Oddany do użytku na dniach, żeby nie stał się najważniejszym punktem niedzielnej uroczystości  :P


Za domkiem rozciąga się pastwisko ... świeżo ogrodzone, czeka na dwóch kawalerów :P


"A może pójdziemy już jednak na śniadanie? 
Nieeee, kobieto, na litość boską, przestań się włóczyć po okolicy i daj mi jeść ... " :) 


"Dobrze, usiądę i poczekam ...  "


"... ale nie za długo ..."


Czuję, że tutaj właśnie jest moje miejsce ... 



... powolutku udaje nam się posprzątać po pracach budowlanych :)


... na szczęście obiektyw nie jest panoramiczny :P bo po lewej jeszcze w zasadzie tragedia :))) 


Do Komunii Julki został tydzień, trzymajcie kciuki, żeby gruz i śmieci jakoś zniknęły :D



Oto główny powód zamieszania - nasza XVIII-wieczna chata, która musi pozbyć się szpecącego tynku :)


Pod okienkiem tajemnica odkryta po zbiciu tynku - dodatkowa piwnica, o której istnieniu nie wiedzieliśmy wcześniej. Może kryje jakieś tajemnice? :)


Mam nadzieję, że was dzisiaj nie zamęczyłam fotorelacją, 
ale światło na dworze było cudowne i nie mogłam się oprzeć :) 

Miłej niedzieli, kochani! 



poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wiosennie, poświątecznie :)


Z wiosną czas począł biec jeszcze szybciej niż zimą ... Mało, że ktoś ukradł mi jedną godzinę snu na początek, to jeszcze nagle ochłodziło się i chociaż za oknem od czasu do czasu wychynie słoneczko, temperatura nadal raczej dość niska. Zupełnie mi się to nie podoba, bo za miesiąc I Komunia Św. Julki, roboty na zewnątrz sporo lecz wychodzić nie chce się wcale ...  Ponarzekałam sobie, ulżyło mi nieco, to teraz mogę pochwalić się co jednak udało nam się zrobić w Stajence :) Oczywiście oprócz kilku dekoracji świątecznych :P


Jeszcze przed świętami Wielkiej Nocy odetchnęliśmy z ulgą, bo wreszcie skończyliśmy projekt pod tytułem korytarz :) Zdjęć nie pokazywałam, bo w międzyczasie zapadła decyzja o wybieleniu szafy, która okazała się być zbyt ciemna i ponura w nowej szacie przedpokoju. Szafa wróciła w przeddzień świąt, więc ... taaaadaaam!


Marzyłam od dawna o wybielanych kasetonach :) Po pierwsze mając dwójkę dzieciaków w domu, psa i koty, miło jest po prostu przetrzeć szmatką ściany zamiast bez końca oddawać się gipsowaniu odprysków i odmalowywaniu powycieranych krawędzi :P Poza tym korytarz zyskał teraz zupełnie inny wygląd - dodatkową dekorację ścienną ... 


 Podoba mi się też kontrast gołębich ścian z "dachówkową" podłogą. Zwłaszcza teraz, kiedy pan mąż podjął się jej wyczyszczenia i ponownego zabezpieczenia :) 


Szafa z lustrem zyskała nowy kolor, przy skrzyni - przykładzie mojego ukochanego Dwudziestolecia Międzywojennego - zawahałam się i jednak została w oryginalnym kolorze :) Nie byłoby jej do twarzy w bieli, poza tym jest piękna, taka jaką jest :)


Szafa była zbyt duża i skutecznie zaciemniała całe wnętrze. Dodatkowo nie byłam zadowolona z jej wykończenia - niestety, nie wszyscy znają się na rzeczy i przy jej poprzednim odnawianiu widać było, że ktoś mocno się spieszył z robotą. Teraz, w jaśniejszym kolorze pasuje idealnie do małego korytarza ...


... a mały, staroświecki wieszaczek wkręcony w jej bok pozwala mi zaszaleć dekoratorsko :P

Jakieś dwa, może trzy tygodnie przed świętami nosiło mnie potwornie z dekoracjami wielkanocnymi :) Zupełnie nie miałam pomysłu na tegoroczne ozdabianie. Pomógł mi stres zawodowy :P Kiedy już nie mogłam tłumaczyć, siadałam sobie w salonie przy stole, rozkładałam się z jajkami, włączałam komputer  i .... słuchając słów mojego ukochanego ks. Pawlukiewicza odpoczywałam psychicznie ... no, może czasami nie było tak kolorowo (zwłaszcza jak mi coś nie szło z jajkami, hmmm ... ), ale był to naprawdę dobrze spędzony czas! A jego efekty są takie:


Wybrałam mój ukochany wzór kuchenny :) czyli staroświeckie sztućce. Jajka wykonane techniką decoupage'ową, pokryte crack'iem i pobrudzone popiołem z kozy kominkowej bo ... nie miałam bitumu :) 


Jajka zawisły nad stołem kuchennym, są dość sporych rozmiarów ale marzy mi się też wykonanie strusiego jaja w tym samym wzorze - może za rok? :))))


Oryginalnie jajka miały lekko kremowy kolor i taki postanowiłam zostawić. Ot tak, żeby nie zniknęły na tle gołębich ścian mojej kuchni. W oddali Kredens Marianny i budki na ptaki, które powstały jeszcze w oczekiwaniu na wiosnę :)


Rozmiarowo jajka nijak nie mogą być wytworem moich ptaszków :P Raczej wyglądają na kacze lub gęsie ... 



W tym roku zachorowałam na baranka i zajączka wielkanocnego. W zasadzie zostałam zainspirowana przez blog, który nieustannie obserwuję :)  - www.lawendowydom.blogspot.com Po obejrzeniu pięknych zdjęć i przestudiowaniu prostego przepisu nie mogłam się oprzeć! Foremki przywędrowały z wszechposiadającego allegro i ... 


... stoją tam nieużywane :D bo okazało się, że piękne może  są, ale wygodniejsze są te z tefonu, duuuużo tańsze i dostępne w sklepie, który odwiedzam codziennie :) No tak ... nie ma to jak wyważać otwarte drzwi, prawda? :)  Ale jeżeli sądzicie, że nie upiekłam tych baranków i zajączków, to strasznie się mylicie :) Upiekłam, a co!


Smakują równie dobrze jak wyglądają - ciasto, które proponuje Beata z Lawendowego Domu to babka piaskowa, naprawdę pulchna i smaczna. Tak smaczna, że nie zdążyłam z fotografowaniem i jeden z zajęcy nie ma już ... hmmm ... tej części ciała na której zwykle siadamy wygodnie, a babka poniżej jest szczuplejsza o jeden wycinek :P


Przed samymi świętami, podczas ostatnich zakupów odkryłam piękne pastelowe wstążki w grochy za grosze. Tak oto mogłam udekorować moje wypieki (i nie tylko :)) - przyznaję, zainspirowałam się pięknymi zdjęciami z Lawendowego Domu, który zawsze zachwyca mnie delikatnymi pastelami! Dziękuję ci, Beata, dzięki waszym pomysłom Stajnia nabrała lekkiego wiosennego tchnienia!

W kuchni nadal króluje szkło, zdobione pastelowymi wstążkami w groszki, które wspaniale komponują się z różowymi budkami w grochy. 







Na jednym z ptasich domków mój pomysł na komunijne obrączki do serwetek - znalazłam przypadkiem w hurtowni florystycznej, nieco zmieniłam ich przeznaczenie i będą wspaniale pasowały do klimatu naszej Stajenki :)


Tak więc jajka decu ozdobiły kuchnie, korytarz dostał nową, jaśniejszą szatę a salon ... wraz z nieśmiało zaglądającym przez okna słoneczkiem zyskał lekko różową poświatę :) Może to zasługa magnolii, może jajek w kolorze bladego różu? Efekt urzeka mnie delikatnością ... 


Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się przemalować ściany na kolor gołębi - teraz dodatki same decydują o tonacji pomieszczenia i zawsze można osiągnąć szybki efekt zmiany. W planach na lato nieśmiało przewija się pomysł zmiany obić na szare (te obecne mocno nadszarpnął czas) i zasłon na jaśniejsze - aby latem cieszyć się dziewiczą bielą okien i tym samym ochłodzić wnętrze. Zimą znów wróciłyby kwiaty, a może zupełnie co innego ? :) Wszyscy lubimy zmiany, prawda? :)))



Cieszmy się ostatnim lenistwem świąt Wielkiej Nocy, kochani! :) Do zobaczenia niebawem!