Najpierw ciasto ...
Przy okazji ... poznajcie mój ukochany obrus z lat dziecięcych :) Troszkę jesienny, ale uwielbiam go, bo przypomina mi chwile spędzone na werandzie domu, w którym mieszkaliśmy ... Trafił do mnie po latach, teraz zawsze służy mi w plenerze :)
Z uwagi na remont naszej XVIII-wiecznej chałupy, przenieśliśmy się ze świętowaniem w dalszą część ogrodu, z dala od hałasu i kurzu ... To był dobry pomysł, chociaż w tej części wiatr mocniej wieje - może dlatego nawet słońce nie wydawało się być zbyt agresywne?
Za kilka miesięcy w tym miejscu będzie pewnie zatrzęsienie węgierek
- póki co, można swobodnie posiedzieć pod drzewkiem :)
Ciasto z rabarbarem więc i kompot musiał być "pasujący" :)
Z okazji imienin mąż zakupił napój zniewalający czyli węgierski Tokaj :P
Uwielbiam ucztować na świeżym powietrzu!
Może być cokolwiek, garść ciastek z wiejskiego sklepu ale pod chmurką :)
Prawie ... zapomniałam o Bonie, której wiatr rozwiewał uszy (a nam włosy) :D
A teraz zagadka dla uważnych ... co leży w trawie? :P
Miłego wieczoru, kochani!
4 komentarze:
ledwo podziwiałam poprzednie posty około południa i już widzę nowy wpisik. Wspaniały klimat, oj marzenie...
rano udało mi sie przyjąć gości na tarasie...ale wieczorkiem juz tak wiało....,ze musieliśmy przenieść sie do domku:)))...pięknie w twoim ogrodzie/:))
Ślicznie!
Dzisiaj robiłam drozdzowkę z tego przepisu-wyszła rewelacyjna.Dziekuję za fajny przepis i pozdrawiam:)
Prześlij komentarz